Sundowner
Kalahari Red Dunes Lodge has its own game reserve on nearly 10 000 acres. As sun starts to slowly go down, we go for a scenic drive. The landscape is beautiful and the weather favours us with some pleasant breeze.
Kalahari Red Dunes Lodge znajduje się na terenie prywatnego rezerwatu zajmującego prawie 10000 akrów. Późnym popołudniem ruszamy więc z miejscowym przewodnikiem obejrzeć okolicę i rozejrzeć się za zwierzętami. Słońce jest już dość nisko, dzięki czemu krajobrazy wydają się jeszcze piękniejsze. Wieje przyjemny wiaterek i deszcz wisi w powietrzu. Jest koniec pory deszczowej, która w tym roku na Kalahari była dość obfita, ale po kilku latach suszy deszcz jest wciąż bardzo potrzebny.
We can see a lot of trees with sociable weavers' nests. If you see them once, you can always recognise them. They are massive and they look a bit like a haystack attached to a larger tree (or very often to a telephone pole). They are bird equivalents to our big apartment blocks; 300-500 birds can live in one such nest. At winter season, if they become waterlogged, they can weight up to several tones and drag the tree or pole down. But I will talk about sociable weaver more in a different post, as they deserve an entry dedicated just to them.
Pierwsze, co rzuca nam się w oczy, to bardzo duża ilość gniazd tkaczy. Gniazda tych ptaków są zazwyczaj ogromne i wyglądają jak stogi siana zwisające z drzew lub słupów telefonicznych. Każde takie gniazdo to odpowiednik wielkiego apartamentowca - mieszka tam często 300-500 ptaków (plus gatunki, które wpraszają się w gości). W trakcie pory deszczowej, nasączone wodą gniazda mogą ważyć nawet kilkanaście ton i zdarza się, że drzewa (lub słupy telefoniczne) łamią się pod ich ciężarem. Ale na razie wystarczy o tkaczach, one zasługują na osobny wpis do bloga. Wkrótce.
Last time we visited Namibia in 2013 and there was no rain season that year. We were now told there were many very poor rain seasons in the next years too. But this year it was not too bad. And we can see a very different Namibia now; greener, lusher, relaxing after the struggle. And we can also see a lot of animals. Today we cross our paths with black wildebeests, blesboks, springboks, oryx, and Burchell's plain zebras.
Poprzednio odwiedziliśmy Namibię w 2013 roku. Wtedy także byliśmy tutaj w kwietniu, czyli na koniec pory deszczowej, ale tej pory praktycznie wówczas nie było. I ta susza - z małymi przerwami - trwała aż do teraz. Ale w tym roku, nie licząc niektórych regionów na południowym zachodzie, pora deszczowa była całkiem przyzwoita. I Namibia, jaką widzimy dzisiaj, pokazuje nam całkiem inne oblicze, niż ta z 2013 roku. Jest bardziej zielona, bardziej zrelaksowana, bardziej pełna życia… Tego popołudnia drogę przecinają nam gnu brunatne, sasebi, skoczniki antylopie, oryksy i zebry Burchellego.
And then there is a little shower and we are blessed with a beautiful rainbow. Water arrives and Kalahari cannot resist smiling.
Wydawało nam się, że zanosi się na deszcz i deszcz nadszedł. Króciutki, tylko pokropiło, ale wystarczyło, żeby rozpiąć na niebie łuk tęczy.
The day slowly comes to its end and so we chose a spot to observe the sunset. Namibian sky often choses pastels in the morning but the evening colours are fierce: first blues and pinks, then purples, red, yellow and golds. We sip a drink and we look at the world and we feel so very much at home...
Dzień ma się ku końcowi więc zatrzymujemy się na jednej z wydm, żeby obejrzeć zachód słońca. W Namibii poranne niebo lubuje się w delikatnych, nieśmiałych pastelach, ale kolory na koniec dnia są zwykle nasycone, intensywne, odważne. Najpierw królują niebieskości i róże, potem zaczynają dominować odcienie purpury, pomarańczy i złota. Sączymy gin z tonikiem, patrząc jak ostatnie promienie słońca znikają za horyzontem i wszystko wydaje się być tak bardzo na swoim miejscu….