It had to happen...

In the evening we go to get our pass to Kolmanskop, as we want to start our journey before the sunrise tomorrow. We have a luxury of a proper asphalt road, we do not go too quickly and yet… we have our first flat tyre. With a bang. Ok, time to change the wheel but… as might as we try we cannot remove the damaged one and we have no reception to call for help. Fortunately, we are not so far away from the town, so I stay in the car and Marcin sets off to find someone who can help.  And he is back in literally 15 minutes. Someone noticed we had problems and have already sent help on our way. It seems Namibia is kind  to us again, if we have to have a flat tyre at least it does not happen in the middle of nowhere…  

 

Wczesnym wieczorem ruszamy po przepustkę do Kolmanskop, bo chcemy jutro rozpocząć naszą wizytę z samego rana. Mimo luksusu asfaltowej drogi i nieprzekraczania limitu prędkości łapiemy jednak naszą pierwszą gumę. Z hukiem. Czas zatem na zmianę koła, ale… mimo, że próbujemy wszystkiego, co nam przychodzi do głowy, nie możemy zdjąć uszkodzonego koła. Śruby się zapiekły, zassały, wygięły, nie chcą puścić i już. A zasięgu w telefonie jak na złość nie ma. Nie jesteśmy na szczęście tak daleko od miasta, więc ja zostaję w samochodzie a Marcin wyrusza na poszukiwanie kogoś, kto będzie w stanie nam pomóc. Ale wraca po zaledwie 15 minutach. Ktoś zauważył, że mamy problem i już wysłali patrol w naszą stronę. Wygląda na to, że Namibia znów jest dla nas łaskawa, jeśli już musimy złapać gumę, to przynajmniej nie dzieje się to gdzieś w szczerym polu…

 An hour later the wheel is changed, the pass is collected, a new wheel replaced the damaged one in the boot (we found a workshop collaborating with our insurance)  and we are heading to the Deserted Horse for a dinner, where we will  make friends with a local cat. This evening we will go to bed early as we plan to  get up very early tomorrow for the ghost town (maybe just a bottle of wine on the patio before we say goodnight…)

 

Godzinę później koło jest już zmienione, przepustka odebrana, stare koło wymienione na nowe zapasowe w pobliskim warsztacie współpracującym z naszym ubezpieczeniem), a my udajemy się na obiad do „Deserted Horse”, koło recepcji naszego hotelu. Tu sie zaprzyjaźnimy z pewnym miejscowym kotem. Tego wieczoru pójdziemy spać wcześnie, bo jutro mamy zamiar wyruszyć do zasypanego miasta jeszcze wschodem słońca (może tylko butelka wina na tarasie, zanim powiemy dobranoc…)