Namibia

Alongside the rim...

In the evening we stroll alongside the rim of the Canyon.  After 30-40 minutes we can look at our lodge from “the other side”, although of curse it is very far away from the real other side. The sun slowly starts to set, the sky is beautifully stained with colours, the cicadas are so loud we at first thought there is a drone flying nearby. It is nearly time for dinner and so we slowly start to go back.

 

Wieczorem idziemy na spacer wzdłuż krawędzi kanionu. Po 30-40 minutach możemy spojrzeć na nasz lodge z „drugiej strony”, choć oczywiście jesteśmy bardzo daleko od prawdziwej drugiej strony. Słońce powoli zaczyna zachodzić, niebo wybarwia się plamami kolorów, cykady są tak głośne, że w pierwszej chwii rozglądamy się, czy ktoś w pobliżu puszcza dronę… Już prawie czas na obiad, więc powoli zaczynamy wracać do hotelu.

Let's talk about zebras

There are two species of zebra in Namibia: the plains zebras (Equus quagga) and the mountain zebras (Equus zebra). The plains zebra present in Namibia - Burchell’s zebra - is easily identified by the brown additional faint “shadow-stripes” superimposed between typical black and white pattern. Mountain zebras do not have these extra stripes. Another easy to spot difference is the stripes length; the stripes of the plains zebras go all the way throughout the belly but the mountain zebras have white bellies without any stripes (apart from the one horizontal line going through the length of their underbellies). The legs are kind of opposite: the stripes of the mountain zebras are well visible throughout whole legs, down to the hooves, whereas the lower part of the leg of the plains zebra have stripes much less visible, substantially paler below their underpants. The mountain zebras have so called “dewlap” - a flap of skin on their throats and the a grid-iron pattern across the top of their rumps, both characteristics unique for them.

 

W Namibii występują dwa gatunki zebry: zebry stepowe (Equus quagga) i zebry górskie (Equus zebra). Zebrę stepową występującą w Namibii – inaczej zwana zebrą Burchella - można łatwo rozpoznać po dodatkowych brązowych, słabiej widocznych „paskach-widmach” widocznych między typowym czarnym i białym wzorem. Zebry górskie tych dodatkowych pasków nie posiadają. Inną łatwą do zauważenia różnicą jest długość pasków - paski zebry stepowej biegną przez cały brzuch natomiast zebry górskie mają białe brzuchy bez żadnych pasków (z wyjątkiem jednej ale poziomej linii biegnącej wzdłuż ich podbrzusza). Z nogami jest w pewnym sensie odwrotnie: paski zebry górskiej są dobrze widoczne na całych nogach, aż do kopyt, podczas gdy dolna część nóg zebry stepowej ma znacznie mniej widoczne paskowanie. Zebry górskie mają tak zwane „podgardle”, tj, mały płat skóry widoczny pod gardłem a także wzór kratownicowy na wierzchołkach zadów - obie te cechy są wyjątkowe dla tego gatunku.

By the way, if you think that zebras are white animals with black stripes, you are wrong. Embryological evidence shows that that zebras are black and the white stripes (and sometimes white bellies) develop later. Each zebra has a unique pattern of stripes, just as each person has his/her own individual fingerprints.

 

Nawiasem mówiąc, jeśli ktoś myśli, że zebry to białe zwierzęta z czarnymi paskami, to się myli. Dowody embriologiczne pokazują, że zebry są czarne, a białe paski i ewentualnie białe brzuchy rozwijają się później. Każda zebra ma unikalny wzór pasków, tak jak każda osoba ma swoje indywidualne odciski palców.

The Hartmann’s mountain zebra (depicted in this blog entry) is rare and we are thrilled we had a chance to observe them in nature. Hartmann’s zebra live in small breeding groups of four-five animals, that is one stallion with his mares and foals. Breeding herds remain stable over many years and mares usually remain in a herd for life. When they graze or travel, stallion is usually slightly behind the group, ready to protect his family with his powerful kick in back legs. So powerful it is, it can kill a spotted hyena and sometimes even deter a lion. Mountain zebras are good climbers which is supported by hard and pointed hooves and they are gifted with excellent night vision. They like to play together (chase, race, play-fight) and they also groom each other.

 

 

Zebra górska Hartmanna (to ją widzicie tutaj na zdjęciach) żyje w małych grupach składających się z czterech do pięciu zwierząt - jednego ogiera z jego klaczami i źrebakami. Stada hodowlane pozostają stabilne przez wiele lat, a klacze zwykle pozostają w swoim stadzie przez całe życie. Gdy się pasą lub podróżują, ogier zwykle znajduje się nieco za grupą, gotowy chronić swoją rodzinę potężnym kopniakiem tylnych nóg. A kopniak ten ma w sobie taka siłę, że może zabić hienę cętkowaną, a czasem nawet odstraszyć lwa. Zebry górskie są dobrymi wspinaczami, w czym pomagają im twarde, spiczaste kopyta i są one także obdarzone zdolnością bardzo dobrego widzenia w nocy (na poziomie zbliżonym do sów). Zebry Hartmanna lubią się razem bawić (berek, wyścigi, walki na niby), a także pielęgnują nie tylko siebie, ale także swoich towarzyszy.

Zebras mainly feed on grass and their stomachs always look full because they are filled with gas, bloated, a side effect of fermentation bacteria doing its job to support digestion. And yes, they do pass a lot of wind. The benefit is, they can survive on diets of lower nutritional quality than what would be necessary for other herbivores.

Zebry żywią się głównie trawą, a ich żołądki zawsze wyglądają na krągłe, ponieważ są wypełnione gazem, efektem ubocznym działania bakterii fermentacyjnych, które pomagają w trawieniu ale powodują wzdęcia. I tak, zebry puszczają wiatry dość często. Korzyścią jest to, że mogą one przetrwać na dietach o niższej jakości odżywczej niż byłoby to konieczne dla innych roślinożerców.

Down to the canyon

We are up early today, and after nice breakfast we feel ready for a whole -day trip down to the canyon. There are just 5 of us: we, one more couple of lodge guests plus our guide and a driver (2-in-1). We take the only access route by vehicle into the Fish River Canyon and start descending into the depths of it. And nearly immediately we meet a small herd of bachelor springboks, with two youngsters exercising friendly fight. When springboks fight, they lock their horns, sometimes becoming stuck together, which leads to severe jerking and twisting to try to disentangle each other. 

Po wczesnej pobudce i dobrym śniadaniu jesteśmy gotowi na całodniową wycieczkę do kanionu. Jest nas tylko pięcioro: my, jeszcze jedna para gości plus nasz przewodnik i kierowca (2 w 1). Jedyną drogą przejezdną dla samochodu (przy czym „przejezdna” to huczne słowo, jak się za chwilę okaże) wybieramy się do Kanionu Fish River i zaczynamy zjeżdżać w jego głąb. I prawie od razu spotykamy małe stado skoczników, z dwoma młodzikami rozwijającymi swoje zdolności z zakresu skomplikowanej sztuki trykania. Podczas prawdziwej walki skoczniki blokują wzajemnie swoje rogi, czasami szczepiając się ze sobą tak, ze dopiero na skutek silnego szarpania i skręcania udaje im się rozdzielić.

As we go down, the guide explain to us geological features of the canyon, its history, local flora and fauna. We learn, for example, that the canyon was not eroded by the Fish River at the start. It was the movement of the tectonic plates that created a deep trench in a mountain plateau. Then of course further erosion took place. The Fish River took the trench and because of the hard stone layer of the plateau it could not follow a straight route, so it created many bends and deepened the canyon, too. As a result we have a snake-like canyon as we see it today. We listen and all the time we go down and down.

Podczas, kiedy my posuwamy się pomału w dół kanionu, przewodnik wyjaśnia nam jego historię, geologię i opowiada o lokalnej florze i faunie. Dowiadujemy się na przykład, że początki kanionu to nie erozja dokonana przez rzekę Fish, ale ruch płyt tektonicznych, który spowodował powstanie głębokiego rowu na płaskowyżu górskim. Potem oczywiście nastąpiła dalsza erozja, rzeka Fish zajęła bowiem wspomniany rów, a że ze względu na twardą kamienną warstwę płaskowyżu nie mogła podążać prostą trasą, utworzyła wiele zakrętów i pogłębiła jeszcze kanion. Słuchając jedziemy wciąż w dól i w dół.

We go down narrow, bumpy road, and with time it becomes steeper and steeper. It is not really a road any more, merely a path, tight, uneven and full of rocks, but somehow our 2-in-1 guide and driver can manage… We take a short break at the view point, with glistening surface of mustard-coloured waters bending a long, long way down below us..

Jedziemy wąską, wyboistą drogą, która z czasem robi się coraz bardziej stroma. W jakimś momencie to już właściwie nie jest droga, tylko ścieżka, ciasna, nierówna i pełna kamieni, ale nasz kierowca jakimś cudem sobie radzi… Kiedy docieramy do punktu widokowego, z błyszczącą wstążką musztardowej wody wijącą się bardzo, bardzo daleko pod nami, robimy sobie krótką przerwę.

After this, we descend down the canyon again, to the perennial rock pools, where we have our picnic and go for a little swim.

Następnie zjeżdżamy ponownie w dół kanionu, żeby zatrzymać się na odpoczynek i mały piknik przy skalnych basenach, gdzie woda utrzymuje się cały rok. Marcin idzie popływać w zimnych, żółtych wodach rzeki Fish.

Whilst Marcin swims in cold yellow waters, I am hunting birds with my camera – pale winged starlings, cape buntings, cape wagtails, and speckled pigeons are my trophies.

Podczas, gdy marcin pływa, ja poluję na ptaki z aparatem fotograficznym – moje zdobycze to czarnotek białoskrzydły, trznadel maskowy, pliszka obrożna i gołąb okularowy.

On the way back we meet klipspringers, kudu, steenboks, and Hartman zebras -  a real treat!

W drodze powrotnej do hotelu spotykamy koziołki skalne, kudu, antylopniki zwyczajne i zebry Hartmana.

There were relatively good rains recently and the desert is in bloom. We can see white flowers of Rhigozum trichotomum burch and a lot of small yellow flowers on the ground.

Po dość dobrych deszczach pustynia kwitnie. Wszędzie widzimy połacie małych żółtych kwiatków a krzewy Rhigozum trichotomum burch sa także pełne białawych kwiatów.

Into the storm

The storm is quickly approaching and the darkness is coming, so we have to go back to the lodge. Only it looks like we are riding just into the eye of the storm… By the time we arrive at lodge, it is bucketing down, every few minutes the darkness is ripped by the flashes of light, and the noise is so loud we have to scream to hear ourselves. We run to our chalet, a little bit scared but mostly giggling - happy, thrilled, and exhilarated, and immediately roll the roof down to avoid flooding. It is pitched black now, you cannot see anything at all in front of you, not even the Canyon edge. It feels as if outside the door there is a black solid wall, big nothingness, apart from these few second every so often when sharp whitish light ignites, violent, angry, strong, assaulting our eyes. It is crazy. It is a rupture. It is fascinating.  We try to take an image but outside it is literally tipping down strong wind batters everything around, so Marcin puts the camera tripod at the entrance of our chalet and I have to use all the strength I have to keep the door from slamming and still he has to help!).  But we have the image, yay! We wait for the storm to calm down a little before we go for our dinner. Tomorrow we go down to the canyon. Tonight we are going to sleep like innocent babes. 

Below there is our storm image and a little video with the storm. 

  

Burza zdecydowanie się przybliża, robi się coraz ciemniej wiec czas się zbierać do hotelu. Jest tylko jedno ale. Hotel jest dokładnie w stronę, skąd burza nadchodzi. Jedziemy więc w samą paszczę lwa…  Mój instynkt samozachowawczy krzyczy coś do mnie przez tubę, ale burza go skutecznie zagłusza. Kiedy dojeżdżamy na miejsce, deszcz zaczyna lać jak z cebra i co kilka minut ciemność rozrywana jest przez oślepiające światło błyskawic. Grzmoty są tak głośne, że musimy krzyczeć, żeby się usłyszeć. Puszczamy się biegiem do naszej chatki (całkiem spory kawałek mamy do przebiegnięcia) i nie wiem czy nasze tempo wynika z potrzeby chronienia sprzętu fotograficznego, małej dawki strachu, sieczących nas po głowie i plecach wielkich kropli deszczu, czy po prostu radości wariackiego sprintu, ale za chwilę już wpadamy do środka, próbując złapać oddech i przestać chichotać. Póki co w środku jest jeszcze cudownie sucho, wiec rzucamy się od razu opuścić dach, żeby woda nie wlała się do środka. Burza jest teraz tuż koło nas, ciemność na zewnątrz, że oko wykol, nie licząc powtarzających się co chwila błysków.  Momentami czuje się jak w stroboskopie. Deszcz leje się strumieniami, co jakiś czas huk jest taki, że czuję, jak ziemia trzęsie się nam pod stopami. Wyładowania zdają się koncentrować w części kanionu dokładnie naprzeciwko nas, więc staramy się uchwycić to na zdjęciu. Trochę jest to karkołomne zadanie bo ciężko jest wyjść na zewnątrz z aparatem w ten zacinający deszcz. Marcin rozstawia statyw w samych drzwiach i oboje musimy trzymać drzwi ze wszystkich sił, żeby wiatr nimi nie trzasnął z wielkim hukiem. Ale zdjęcie jest. Na kolację pójdziemy, jak burza się już przetoczy nad nami i deszcz przestanie lać. Jutro po śniadaniu jedziemy na cały dzień w głąb kanionu. Dziś w nocy zaś będziemy spać snem sprawiedliwego.

Pod spodem nasze zdjęcie burzy z hotelu i video z burzą w roli głównej.

Storm

It becomes darker and the rains visible from far away are coming closer, accompanied by a fantastic lightening bonanza. It is incredible, far away enough for us to not feel scared (well, maybe we are just naïve like this) but so intense, breath-taking, beautiful. We drink our sundowner G&T, take pictures and just enjoy it. Thank you, Namibia, for this unforgettable spectacle. (No Photoshop gimmicks on images below, just basic processing)

 

Światła szybko ubywa, widoczne z daleka deszcze przesuwają się w naszym kierunku i na horyzoncie pojawiają się wyładowania atmosferyczne . Ale, nie jedno, dwa, trzy. Błyska praktycznie nieustannie. Jesteśmy na tyle daleko, żeby czuć się bezpiecznie (możliwe, że to jedynie wynik naszej naiwności), ale przedstawienie jest tak intensywne, groźne i piękne, ze zapominamy w tym momencie zupełnie o kanionie. Popijając gin z tonikiem (to w końcu miał być sundowner) szukamy dobrego miejsca na ustawienie aparatu, wyzwalamy migawkę na dłuższy czas i łapiemy błyskawice- jedna, dwie, trzy cztery, czasem więcej. Namibia nam zgotowała niezapomniane przedstawienie. Naprawdę myślę, że ten kraj i my lubimy się z wzajemnością.  (Na zdjęciach poniżej nie ma trików z Photoshop’a, tylko zwyczajna obróbka - poprawki światla, kontrastu,  balansu bieli itp.).