namibia

Storm

It becomes darker and the rains visible from far away are coming closer, accompanied by a fantastic lightening bonanza. It is incredible, far away enough for us to not feel scared (well, maybe we are just naïve like this) but so intense, breath-taking, beautiful. We drink our sundowner G&T, take pictures and just enjoy it. Thank you, Namibia, for this unforgettable spectacle. (No Photoshop gimmicks on images below, just basic processing)

 

Światła szybko ubywa, widoczne z daleka deszcze przesuwają się w naszym kierunku i na horyzoncie pojawiają się wyładowania atmosferyczne . Ale, nie jedno, dwa, trzy. Błyska praktycznie nieustannie. Jesteśmy na tyle daleko, żeby czuć się bezpiecznie (możliwe, że to jedynie wynik naszej naiwności), ale przedstawienie jest tak intensywne, groźne i piękne, ze zapominamy w tym momencie zupełnie o kanionie. Popijając gin z tonikiem (to w końcu miał być sundowner) szukamy dobrego miejsca na ustawienie aparatu, wyzwalamy migawkę na dłuższy czas i łapiemy błyskawice- jedna, dwie, trzy cztery, czasem więcej. Namibia nam zgotowała niezapomniane przedstawienie. Naprawdę myślę, że ten kraj i my lubimy się z wzajemnością.  (Na zdjęciach poniżej nie ma trików z Photoshop’a, tylko zwyczajna obróbka - poprawki światla, kontrastu,  balansu bieli itp.). 

 

On the edge of the world..

This afternoon we drive with the guide and a few fellow visitors on the top of the plateau to one the great viewpoints over the canyon. The Canyon Park (45 000ha) is a vast and rugged landscape of flat-topped rocky mountains and dry plains. It is hyper-arid, much more severe, much harsher than Kalahari, and yet - against the odds - life still finds a way to prevail here. Vegetation is sparse, deciduous dwarf shrubs comprise the majority of the flora, but we can see some splashes of green, and it is enough to feed the wildlife, especially after good rains. This part of Namibia is largely undeveloped and it offers a true sense of undiscovered wilderness. You feel utterly remote here and yet also totally connected, even if it sound very cliché. The Park is located in the Nama Karoo biome bordering on the Succculent Karoo biome, where we will go next, with a variable rainfall that may fall both in summer and winter. 

Późnym popołudniem z przewodnikiem i małą garstką innych gości hotelowych jedziemy obejrzeć zachód słońca z punktu widokowego na kanion. Taki przynajmniej jest plan, który nam zmodyfikuje co nieco pogoda, ale o tym za chwilę. W zajmującym powierzchnię 45 tys. hektarów Parku Kanionu dominuje skalisty, surowy krajobraz. Wielkie płaskie połacie wysuszonej kamienistej ziemi i poprzecinane licznymi żlebami góry o płaskich zerodowanych szczytach wydają się być dużo bardziej bezlitosne, oferujące zdecydowanie mniej wsparcia niż Kalahari, a jednak wystarczy kilka dni obserwacji, żeby zauważyć, ze życie wciąż jest tutaj bardzo bogate. Szczególnie teraz, po w miarę dobrych deszczach, piegi zieleni pojawiające się w krajobrazie wystarczają by zwabić wiele zwierząt z terenów położonych bardziej na północ. Ta część Namibii jest niemal nieskażona ludzką działalnością, jest tu mało hoteli, prawie nie ma farm, nie ma przemysłu, bardzo łatwo jest o poczucie, że jest się naprawdę w środku nieokiełznanej niczym natury. Człowiek czuje się jak na końcu świata, może zresztą dlatego, że na nim jest.  Park zlokalizowany jest w biomie Nama Karoo, na granicy z biomem Succulent Karoo, który odwiedzimy później, z deszczami pojawiającymi się nieregularnie zarówno latem, jak zimą. 

There are over 100 endemic succulents here, including the largest, the Aloe dichotoma, also known as ‘Kokerboom’ or Quiver Tree, as well as over 1 600 other plant species. Quiver trees occurs lonely or in smaller or bigger groves above and on the slopes descending into the canyon. Growing up to 10 meters high, some reach an age of up to 300 years old. 

Rośnie tutaj ponad 100 endemicznych gatunków sukulentów, włączając w to Aloe dichotoma, znane także jako kokerboom lub drzewo kołczanowe, a także ponad 1600 innych gatunków roślin. Drzewa kołczanowe czasami występują samotnie, ale często rosną w większych lub mniejszych grupach, osiągają do 10 m wysokości i niektóre mają nawet 300 lat. 

In many places we can see a succulent known as Euphorbia damarana or Damara milk-bush (melkbos), a species of flowering plant native to Namibia. It produces toxic milky latex capable of killing animals and humans except rhino and oryx who feed upon it in times of drought. Supposedly, if you have an open wound and come into contact with the plant its poison could kill you. Another story we have heard was of  a group of miners who died after consuming food cooked over a fire of Euphorbia damarana.

W wielu miejscach spotykamy charakterystyczny sukulent zwany wilczomleczem Damara (Euphorobia damarana), endemiczny dla tej części Afryki. Euforobia ta słynie z wysoce toksycznego lateksu, powodującego śmierć ludzi i większości zwierząt, za wyjątkiem nosorożców i oryksów, które żywią się nią w trakcie suszy. Podobno kontakt z rośliną w przypadku posiadania otwartych ran może się skończyć śmiercią. Słyszeliśmy też historię o górnikach, którzy zmarli po wypiciu wody ugotowanej na ogniu z tej rośliny. 

Fish River Canyon is one of the deepest in the world, second in size to the USA’s Grand Canyon only. It is 161 km long, up to 27 km wide and almost 550 m deep. We can see the Fish river itself but only as mere trickle of silver ribbon down at the bottom. If you have ever visited the Grand Canyon, imagine it WITHOUT thousands, without even hundreds of visitors. There is only a very small bunch of us, drinking in the view as soft evening light paints everything in reddish colours. But there is a huge distraction from breath-taking views over the canyon - the storm coming from the direction of our lodge. The storm in all its glory.  

Kanion rzeki Fish jest drugim co do wielkości kanionem na świecie, zaraz po słynnym Wielkim Kanionie Kolorado. Ma 161 km długości, 27 szerokości i 550 metrów głębokości. Patrząc z punktu widokowego możemy dostrzec w niektórych miejscach srebrną wstążkę rzeki Fish.

Jeśli ktoś kiedyś odwiedził amerykański Wielki Kanion, to może spróbować wyobrazić sobie podobny bez tysięcy, bez setek, a nawet bez dziesiątek turystów. W zasięgu wzroku nie ma nikogo innego – tylko nas kilkoro, stojących na brzegu kanionu, podczas gdy wieczorne światło zaczyna  malować wszystko piękniejszą paletą barw. Ale pojawia się coś, co odciąga naszą uwagę od piękna kanionu – od strony naszego hotelu nadciąga burza. I bynajmniej nie robi tego po cichu i ukradkiem, ale w pełnej krasie błyskawic i dramatycznego światła. 

Afternoon with ostriches

This afternoon we spend on the dunes in front of our chalet. We walk to the other side of dunes and ostriches follow. It is truly amazing to be so close to wild animals and see them not afraid and keeping just a very small distance from you. There is also a springbok, far away we see a donkey, and of course there are various birds and some insects. The sun is ablaze and dunes are burning shade of orange. It is assaulting our eyes. It is beautiful. We go back just in time to relax a little before the sunset and dinner. 

Dzisiejsze popołudnie spędzamy na wydmach za naszym domkiem. Idziemy przez piaszczystą dolinkę na wydmy po przeciwnej stronie, a za nami idą strusie. Słońce wciąż grzeje pełną mocą, piasek ma kolor ognistej pomarańczy, aż razi w oczy. Jest pięknie. Moje wewnętrzne dziecko podskakuje radośnie widząc dzikie zwierzęta zupełnie się nami nie przejmujące, jeśli tylko nie próbujemy podejść za blisko (nie próbujemy). Jeden ze strusi drepta za nami tak skracając dystans, ze zaczynam sprawdzać, czy nie chce mnie czasem stąd wyprosić, ale nie, ewidentnie nie ma żadnych złych zamiarów. Ogląda sobie tylko dziwne stworzenia, które mu łażą po piaskownicy. Oprócz strusi widzimy także skocznika, osiołka, różne ptaki i nawet konika polnego. Wracamy do siebie akurat na czas, żeby chwilkę odpocząć przed zachodem słońca i kolacją.

Feeding Etosha and Tuano

It is time to visit Tuano and Etosha for the last time. It is time for their first meal of the day and we are allowed to feed them by ourselves. They come quickly knowing very well we have their brunch with us and they are oblivious to everything else when they eat. We can pat them on their heads and they do not even notice it. They stay with us for a while after the meal, cleaning each other in a friendly fashion, observing us lazily from the nearby bushes. And then it is time to say our farewells. I so hope they will live happily and in good health for a long, long time. 

Nadszedł czas, żeby po raz ostatni odwiedzić Etoshę i Tuano. To jest pora ich pierwszego posiłku i tym razem możemy je sami nakarmić. Gepardy pojawiają się bardzo szybko po naszym przybyciu - dobrze wiedzą, że oto nadchodzi pełna micha. Kiedy jedzą, nic innego ich nie obchodzi. Możemy miziać je po gęstym futrze na głowie, dużo grubszym i bardziej szorstkim niż się spodziewałam, nie zwracają na to kompletnie uwagi. Po skończeniu posiłku nie oddalają się natychmiast. Rozkładają się pod pobliskimi krzakami, myjąc sobie wzjemnie umazane krwią pyski i obserwując nas leniwie spod oka. Ale w końcu zaczynają się zbierać i to jest czas na nasze pożegnanie. Trzymajcie się chłopaki, mam ogromną nadzieje, że przed wami jeszcze wiele dobrych, szczęśliwych lat…

Cats, meerkats, donkeys, and a peacock...

 …or otherwise a short break before we go again to feed the cheetah. Marcin decides on a pint of beer from the swimming-pool bar and is immediately surrounded by curious meerkats. I grab the camera and go to take some pictures but local cats come to say hello and of course we make friends immediately. My soul is feline-friendly to the very core and they sense it easily. It is already super hot, the grass around the bar is being watered and meerkats sit close enough to enjoy a delicate spray but far enough to avoid all the big droplets. When the droplets come too close they shift a few inches but do not run away. It is a pleasure to watch them enjoying the mist. The magic of this place is that you do not have to look for animals – just sit down and wait, and sooner or later they will come to you. Apart from meerkats and cats, during this short break we are also visited by donkeys and a peacock. I have to smile. 

Koty, surykatki, osły i paw czyli czas na krótką przerwę zanim pojedziemy znów karmić gepardy. Marcin decyduje się na zimne piwo w barze przy basenie i prawie natychmiast otoczony jest przez wścibskie surykatki. Ja łapię aparat i idę porobić im trochę zdjęć, ale zaraz przychodzą do mnie lokalne koty, żądając należytych sobie względów – miziaj, kobieto, miziaj. Miziam z przyjemnością, rzecz jasna. Słońce jest już wysoko i praży wszystko jak skwarki na patelni, ktoś z obsługi złapał więc za szlauch, żeby podlać trawę wokół baru. Surykatki zeszły z drogi, ale tylko odrobinkę, siedzą na tyle blisko, ze dolatuje do nich drobniutka mgiełka wody. Kiedy zaczynają dolatywać trochę większe krople – przesuwają się o kilka kroków, nie więcej. Aż żałuję, że nie mam przy sobie kamery. Największy urok tego miejsca polega na tym, ze nie trzeba tu szukać zwierząt. Wystarczy usiąść i chwilę poczekać i na pewno coś prędzej czy później przyczłapie. W czasie tej krótkiej przerwy przypałętały się w nasze okolice także osiołki i paw. Jak tu się nie uśmiechać.