drinks

Afternoon tea and Christmas market

Afternoon tea at Blenheim was not bad but also not awesome and definitely not quite worth the price tag.  Do we regret having it? Probably not. Maybe just a little bit, knowing that the surrounding area was filled with tempting street food options Will we repeat it? Nope. But it was a part of the experience, and it did add a unique touch to our visit.

„Popołudniowa herbata” w Blenheim, (afternoon tea to w UK popołudniowy posiłek, składajacy się z kanapek lub innych przekąsek, deserów i herbaty lub kawy), nie była zła, ale też nie była niesamowita i zdecydowanie nie była warta swojej ceny. Czy żałujemy, że ją zamówiliśmy? Raczej nie. Może odrobinę, wiedząc, że okolica była pełna bud sprzedających street food. Czy zamówimy w kolejnych latach? Nie sądzę. Ale była to część doświadczenia w tym roku i nie ma co rwać włosów z głowy.

And then, until it was dark enough to go for the light trail, we wandered around the Christmas market, drinking mould wine and fortified chocolate (with just a splash of Baileys), and I treated myself to a new pair of earrings.

A potem, zanim zrobiło się na tyle ciemno, żeby pójść na ścieżki światła, łaziliśmy sobie po jarmarku bożonarodzeniowym, popijając grzańca i gorącą czekoladę wzmocnioną odrobiną Baileysa, a ja sprawiłam sobie też nową parę kolczyków.

Viola's room

We had a pleasant experience at the Art of the Brick, although the exhibition itself was not particularly big. As such, before heading home, we decided to check out the famous Viola’s Room. But first, we stop by the Upmarket Brick Lane Food Hall for some street food. This food market is rather big offering a diverse selection of options, and since we arrived early, it is pleasantly uncrowded.

 

Nasza wizyta w Art of the Brick była raczej udana, ale sama wystawa nie była szczególnie duża. Dlatego też przed powrotem do domu postanowiliśmy zahaczyć o słynny Viola’s Room.  Ale najpierw zatrzymujemy się w Upmarket Brick Lane Food Hall na street food. Ta hala targowa oferuje różnorodne potrawy głównie kuchni azjatyckiej, a ponieważ zjawiamy się wcześnie, omijają nas tłumy i kolejki.

Viola’s Room is an immersive experience that transports a small group of participants—capped at six, though our group consisted of just five—through a dimly lit dreamscape as Helena Bonham-Carter narrates Daisy Johnson’s story (an adaptation of a gothic mystery by Barry Pain called The Moon-Slave ).

 “Follow the light” is a very simple instruction from the immersive theatre company Punchdrunk, and that we do. Barefoot. And with headphones on.

The experience unfolds linearly, allowing us to walk through the narrative as if we are inside of the story. The light guides us and we follow it like human moths drawn to a flame, often brushing against the walls of narrow corridors, feet encountering different textures that match the storyline: it feels sometimes like walking through a soft sand, and the other times like stepping on old polished wood, soft carpets or grass and tree roots. It is not for people with claustrophobia I must say. The pathway is often narrow and the light is usually scarce apart from a few vividly crafted scenes illustrating the turning points of the story (the banquet hall, the lights in the garden, the tree with ballet shoes, to name just a few – they are beautifully created, with great attention to details and quite lavish imagination). Traversing this dreamscape feels very much like sleepwalking, moving through the surreal landscape of someone else’s dream. The atmosphere is exciting but tinged with a subtle layer of anxiety and foreboding that keeps us on our toes. Once the narrative reaches its conclusion (I am not going to talk about the plot to not spoil it for future visitors) we are treated to a warm foot bath and fluffy towels, allowing us to reorient ourselves before donning our shoes. Finally, we stop for a drink in a dimly illuminated bar.

 

Viola’s Room to teatr immersyjny, który przenosi małą grupę uczestników — ograniczoną do maksymalnie sześciu osób, chociaż nasza grupa składała się z zaledwie pięciu — do oświetlonego przygaszonym światłem świata snów, podczas gdy Helena Bonham-Carter opowiada historię napisaną przez Daisy Johnson (chociaż warto dodać, że jest to adaptacja gotyckiej noweli Barry’ego Paina zatytułowanej The Moon-Slave).

„Podążaj za światłem” to bardzo prosta instrukcja od Punchdrunk, grupy teatralnej odpowiedzialnej za ten spektakl i to dokładnie robimy. Boso. I w słuchawkach.

Cała historia rozwija się liniowo, pozwalając nam przejść przez narrację, jakbyśmy byli jej częścią. Światło nas prowadzi, a my podążamy za nim niczym ludzkie ćmy, często ocierając się o ściany wąskich korytarzy, podczas gdy stopy napotykają różne faktury, pasujące do aktualnej fabuły: czasami wydaje się, że idziemy po miękkim piasku, a innym razem, że stąpamy po starym polerowanym drewnie, miękkich dywanach lub trawie i korzeniach drzew. Myślę sobie, że to dobrze, że nie mamy z Marcinem klaustrofobii. Ścieżka jest często wąska, a światło zwykle skąpe, poza kilkoma barwnie wykreowanymi scenami ilustrującymi punkty zwrotne opowieści (sala bankietowa, światła w ogrodzie, drzewo obwieszone baletkami, żeby wymienić tylko kilka – są one pięknie stworzone, z wielką dbałością o szczegóły i polotem wyobraźni). Przemierzanie tych instalacji przypomina trochę lunatykowanie, jakbyśmy poruszali się przez surrealistyczny krajobraz czyjegoś snu. Atmosfera jest ekscytująca, ale podszyta subtelną warstwą niepokoju i złego przeczucia, które trzymają nas cały czas w napięciu. Gdy narracja dobiega końca (nie będę opowiadać o fabule, żeby nie zepsuć nikomu zabawy), czeka na nas ciepła kąpielą stóp i swieże ręczniki. Na koniec, już z butami na nogach, zatrzymujemy się na drinka w nastrojowo oświetlonym barze.

On our way back, we decide to stop by the Outernet to see if there are any new presentations on display. To our delight, there are! We linger for about half an hour. Check them out!

W drodze powrotnej postanawiamy zatrzymać się przy Outernet, aby sprawdzić, czy są jakieś nowe prezentacje. Ku naszej uciesze, są! Zatrzymujemy się więc na około pół godziny. Poniżej nasza krótka video relacja.

Afterwards, we head over to the Bao Spot on Newport Street to keep our street food theme going strong. Just a few meters away, we can’t resist popping into Donutelier, which has gained a reputation as the best doughnut shop in London. We grab a selection of their fantastic doughnuts to enjoy as a sweet treat before catching the train home (and then at home). And we also get some free sweets at the train station, too. Marcin likes them, me - not so much.

 

Następnie udajemy się do Bao Spot na Newport Street, aby podtrzymać dzisiejszy motyw przewodni, czyli street food. Kilka metrów dalej nie możemy się też oprzeć, by nie wpaść do Donutelier, który zyskał reputację najlepszego sklepu z pączkami w Londynie. Kupujemy kilka ich fantastycznych pączków, aby cieszyć się nimi jako słodką przekąską przed złapaniem pociągu do domu (i w domu). A jeszcze dostajemy darmowe słodycze na stacji Waterloo. Marcin je zjada, bo mi tak średnio smakują.

EL&N Wardour Street

We are meeting my friend Jen today, so we decided to have our lunch in the same café EL&N at Wardour Street. It turns out to be very busy today but we are lucky and after 10-15 minutes of waiting we land at the table for four.

​Spotykamy się dzisiaj z moją koleżanką, Jen, więc postanowiliśmy zjeść lunch w tej samej kawiarni - E&L przy Wardour Street. Okazuje się, że dzisiaj jest bardzo tłoczno, ale mamy szczęście i już po 10-15 minutach oczekiwania lądujemy przy stoliku dla czterech osób.

 

We order truffle cacio e pepe and Dutch baby pancakes, which are delicious. My matcha is also great if surprisingly bitter. Marcin makes up for it with his very sweet latte.

Zamawiamy truflowe cacio e pepe i holenderskie mini naleśniki i wszystko jest pyszne. Moja matcha jest również świetna, choć zaskakująco gorzka. Marcin nadrabia to bardzo słodką latte.

And then Jen and her daughter join us, and the cake bonanza begins. We make a selection of some traditional ones and some Halloween specials. Yes, it definitely is a serious sugar overload…

 

A potem dołączają do nas Jen i jej córka i zaczyna się ciastkowa bonanza. Łączymy tradycyjne ciastka z kilkoma z oferty Halloween. Tak, to popołudnie to zdecydowanie krok w stronę insulinooporności…

Rehydrate

It’s another scorching hot day, so we decided to take a refreshing break and randomly stop at a café to cool down and hydrate. The upstairs interior is delightfully cool, and after savouring a large glass of cold juice, we feel recharged and ready to explore the Saadian Tombs.

 

Mamy kolejny upalny dzień, więc postanowiliśmy zrobić sobie orzeźwiającą przerwę i zatrzymać się w przypadkowej kawiarni, aby się ochłodzić i nawodnić. Wnętrze na piętrze jest przyjemnie chłodne i po wypiciu dużej szklanki zimnego soku jesteśmy gotowi na zwiedzanie Grobowców Saadytów.

Bacha Coffee

Bacha Coffee is a unique establishment nestled within the stunning Dar El Bacha Palace. Built in 1910, this historic palace - whose name translates to "house of the Pasha"- was once a nexus for cultural and political figures, hosting notable guests such as Winston Churchill, Franklin Roosevelt, and Charlie Chaplin over cups of what was then renowned as "coffee of Arabia." After a period of closure following the Second World War, the palace was relaunched in late 2017 as the Museum of Cultural Confluences and has once again become a prominent attraction in Marrakech.

Bacha Coffee to wyjątkowe miejsce położone w pięknym Pałacu Dar El Bacha. Zbudowany w 1910 roku, ten historyczny pałac — którego nazwa oznacza „dom Paszy” —gościł w swoich progach wielu znanych gości, takich jak Winston Churchill, Franklin Roosevelt, czy Charlie Chaplin, którzy spędzali tu czas nad filiżanką „kawy Arabii”. Po II wojnie światowej pałac był przez jakiś czas zamknięty i został ponownie otwarty pod koniec 2017 roku jako Museum of Cultural Confluences, szybko stając się ważną atrakcją Marrakeszu.

The palace itself offers a feast for the senses, showcasing breathtaking Moroccan architecture alongside European influences. The museum section of the palace is framed by a rectangular courtyard adorned with a riad garden symmetrically divided into four parts. Its courtyard features fountains, orange trees, and traditional seating areas, creating an inviting atmosphere. Surrounding the courtyard are salons and halls, each graced with ornate columns and rich architectural detail, including zellij tilework, carved stucco décor, and exquisite cedar doors and ceilings.

Pałac reprezentuje tradycyjną marokańską architekturę ze śladami wpływów europejskich. Część muzealna pałacu rozpościera się wokół prostokątnego dziedzińcem ozdobionego ogrodem symetrycznie podzielonym na cztery części. Na dziedzińcu znajdują się fontanny, drzewa pomarańczowe i tradycyjne miejsca do siedzenia, tworzące zachęcającą atmosferę. Dziedziniec otaczają salony i sale, każda z ozdobnymi kolumnami i bogatymi detalami architektonicznymi, wliczając kafelkami zellij, rzeźbiony dekorem stiukowy oraz wykwintne drzwi i sufity z cedru.

The famous Bacha coffee shop boasts a selection of over 40 types of single-origin coffees from renowned coffee-producing countries, including unique offerings from places like Rwanda. The café emphasizes its commitment to quality, featuring only 100% Arabica beans across its extensive menu, which includes fine blends and naturally decaffeinated options.

 

Znajdujący się tutaj sklep oferuje wybór ponad 40 rodzajów kawy krajów, które są sLynne z jej  produkcji, wliczając mniej typowe oferty, takie jak kawa z Rwany. Bacha podkreśla swoje zaangażowanie w jakość, oferując wyłącznie 100% ziaren Arabica w swoim rozbudowanym menu, które obejmuje doskonałe mieszanki i opcje naturalnie bezkofeinowe.

Inside the café, we are welcomed by a French colonial ambience, where we can enjoy a full menu of delectable cakes and expertly brewed coffee. Unlike typical coffeehouse offerings, Bacha Coffee presents a unique pour-over experience, served generously in decanters that yield enough for several cups. This dedication to craft allows coffee lovers to explore a world of flavours without sacrificing quality. Bacha Coffee is more than just a café; it’s an invitation to immerse oneself in the rich tapestry of Moroccan hospitality and coffee culture. With its stunning architectural features, exceptional coffee selection, and a deep sense of history, Bacha Coffee provides a distinctive experience for both connoisseurs and casual visitors alike.

Wystrój kawiarni zdecydowanie przywodzi na myśl francuski styl kolonialny. Możemy się tu delektować się pełnym menu pysznych ciast i swieżo parzonej kawy. W przeciwieństwie do typowych ofert kawiarnianych, Bacha Coffee oferuje głownie kawę parzoną przelewowo, serwowaną hojnie w karafkach, które wystarczają na kilka filiżanek. To poświęcenie dla rzemiosła pozwala miłośnikom kawy odkrywać świat smaków bez poświęcania jakości. Bacha Coffee to coś więcej niż tylko kawiarnia; to zaproszenie do zanurzenia się w bogatej gobelinie marokańskiej gościnności i kultury kawy. Dzięki oszałamiającym cechom architektonicznym, wyjątkowemu wyborowi kawy i głębokiemu poczuciu historii, Bacha Coffee zapewnia wyjątkowe doświadczenie zarówno dla koneserów, jak i zwykłych gości.