seafood

Pappilon again

Tonight, we are eating at the Papillon again.

Dziś znowu jemy w Papillon.

Marcin spotted a seafood platter on the menu and so here we are again. The platter contains a selection of rock lobster, sea bass, prawns, green mussels and scallops, plus some vegetables and rice.

 

Marcin zauważył w menu półmisek owoców morza i tak oto znowu tu jesteśmy. Na półmisku znajdujemy homara, okonia morskiego, krewetki, zielone małże i przegrzebki, a także trochę warzyw i ryżu.

The main is followed by dark chocolate lava cake and cheesecake. The food is simply marvellous again.

 

Obiad kończymy sernikiem i ciastem „lawa” z ciemnej czekolady. Jedzenie w Papillonie znów jest po prostu cudowne.

Life in paradise

The rest of the day we spend lazily in our swimming pool. Even after sunset, the water is still blissfully warm. Midnight would probably find us here if not the need to go for dinner…

 

Resztę dnia spędzamy relaksując się w naszym basenie. Nawet po zachodzie słońca woda jest nadal błogo ciepła. Północ pewnie by nas tu zastała, gdyby nie konieczność pójścia na obiad…

Hard work before one can relax.

Ile się to człowiek musi napracować, żeby się mógł zrelaksować.

Kyoto kitchen again

It is cold, it is rainy, and yet the amosphere is very Christmasy as we head to Winchester to enjoy the Kyoto Kitchen again. I put on my “duvet” coat so I am not that much affected by cold and we stroll through the night that is not dark at all due to festive decorations.

Jest zimno, jest deszczowo, a mimo to atmosfera jest bardzo świąteczna, gdy udajemy się do Winchester, aby ponownie odwiedzić „Kyoto kitchen”. Mój płaszczyk-śpiwór wygląda z lekka idiotycznie, ale sprawia, że nie doskwiera mi zimno, kiedy spacerujemy nocą, która dzięki świątecznym ozdobom wcale nie jest ciemna.

In Kyoto we go for the bigger tasting menu “Syokutsuu Gourmet”. We start from wonderfully prepared lobsters and scallops, followed by fish soaked in sake and fried in tempura butter and salmon smoked with cherry-blossom tea. After this comes sashimi and nigiri selection with Winchester rolls. The final meal is so called “snow fish”, black cod with its most delicate meat melting on our tongues. And then it is time for a dessert – Japanese water cake. It is interesting, but let’s face it, deserts are not necessary the best part of the Asiatic cuisine. The fish however, in all its variety, was simply the first class. Kyoto really stands out as a Michelin guide restaurant with a very reasonable prices.

W Kyoto wybieramy większe menu degustacyjne „Syokutsuu Gourmet”. Zaczynamy od świetnie przyrządzonych homarów i przegrzebków, następnie idzie tempura z ryby marynowanej w sake oraz łosoś wędzony herbatą z wiśni. Po tym pojawia się selekcja sashimi i nigiri oraz Winchester rolls. Ostatnim posiłkiem jest tzw. „śnieżna ryba”, czyli czarny dorsz, którego najdelikatniejsze mięso rozpływa się wręcz na naszych językach. A potem czas na deser – japońskie ciasto wodne. Deser ten jest interesujący, ale nie oszukujmy się, desery niekoniecznie są najlepszą częścią kuchni azjatyckiej. Ryby jednak, w całej swej różnorodności, były po prostu pierwszej klasy. Kioto naprawdę wyróżnia się jako restauracja z przewodnika Michelin z bardzo rozsądnymi cenami.

Cliffhanger

Temperature-wise, the weather was maybe not too bad, but the promise of rain was lingering in the air. And so we decided a short walk alongside a beach (not too far from the car so that we could run to the safety, or rather dry-ety, relatively quickly) and a good lunch would make this afternoon. Highcliffe was chosen as the destination point with its gloriously located Cliffhanger restaurant as a source of food (you know us, any trip is a good excuse to pack the food in our belies…). We had hot chocolate and beer (not too difficult to guess who got what, is it?) and a big bowl of mussels each, followed by cake and tea/coffee. Next time we will try to walk all the way from here to the Highcliffe Castle and back.

Jak chodzi o temperaturę, to pogoda może nie była najgorsza, ale zapowiedź deszczu zdecydowanie wisiała w powietrzu. Zdecydowaliśmy się więc na krótki spacer wzdłuż plaży (niezbyt daleko od samochodu, żeby w miarę potrzeby móc szybko dobiec w suche miejsce) i - rzecz jasna - lunch. Jako cel dzisiejszej wyprawy wybraliśmy Highcliffe ze wspaniale położoną restauracją Cliffhanger jako główną atrakcją dnia (jeśli nas już chwilę czytacie, to wiecie,  że każda wyprawa to dobry pretekst, by jeść…). W Cliffhanger wzięliśmy gorącą czekoladę i piwo (nietrudno chyba zgadnąć, kto co zamówil) i dużą miskę muszelek każdy, a następnie ciasto i herbatę / kawę. Przy następnej wizycie spróbujemy przejść całą drogę stad do zameczku Highcliffe i z powrotem. 

Marriot Hotel the Surawongse

For our first Stay in Bangkok, we chose two hotels: Marriot hotel The Surawongse and Banyan Tree. First is Marriot, and I am very nicely surprised by it. It does exceed my expectations somewhat. The rooms are rather compact, kept in modern minimalistic chic style with a nod to Thai history. The bathrooms are comfortable and locked in glass cubicles (but if you are shy, you can push down blinds). The facilities are what you expect from a big city luxurious hotels. The infinite pool is not huge, but the views on Bangkok are glorious, the bars and restaurants are beautifully designed (I love the slightly industrial style of Praya restaurant splashed with huge murals depicting traditional rural Thai life). The Yao rooftop bar is a place to be at sunset.

 

Na nasz pierwszy pobyt w Bangkoku wybraliśmy dwa hotele: Marriot hotel The Surawongse i Banyan Tree. Zaczynamy od Marriota i jesteśmy mile zaskoczeni. Bo hotel nieco przekracza nasze oczekiwania. Pokoje są raczej kompaktowe, utrzymane w nowoczesnym minimalistycznym eleganckim stylu, ale z ukłonem w stronę tajskiej historii. Łazienki są wygodne i zamknięte w szklanych gabinetach (ale jak ktoś jest nieśmiały to może sobie pozasuwać rolety). Udogodnienia są takie, jakich oczekuje się od luksusowych hoteli w dużym mieście. Basen nie jest ogromny, ale roztaczające się z niego widoki na Bangkok są wspaniałe, bary i restauracje są pięknie zaprojektowane (uwielbiam nieco industrialny wystrój restauracji Praya, ze ścianami pokrytymi wielkimi freskami przedstawiającymi tradycyjne wiejskie tajskie życie). Bar Yao na dachu hotelu to natomiast miejsce do podziwiania zachodów słońca.

We arrive quite early, so we check-in and go for a lovely lunch at the pool bar. And a lot of cocktails to celebrate the beginning of the holidays.  Then we go to our first sighting in Bangkok – The Bangkokian museum, because it is only a few streets away. It is a small lovely place, but I will make a separate entry about it.

 

Przyjeżdżamy do hotelu dość wcześnie, więc zaraz po check-in idziemy na lunch w barze przy basenie. I wiele koktajli z okazji rozpoczęcia wakacji.  Potem pójdziemy na nasze pierwsze zwiedzanie w Bangkoku do tzw. muzeum Bangokiańskiego, które znajduje się zaledwie kilka ulic od hotelu. To małe, urocze miejsce, ale zasługuje na osobny wpis, wiec o tym za chwilę. 

Finally, we go to the top roof bar for a few drinks (this will also be a separate entry), and then we have our seafood bar dinner at the Praya. It is phenomenal. The selection of food and dessert is overwhelming, and everything is delicious. The first day in Bangkok was absolutely smashing!

 

Na koniec idziemy do Yao baru na dachu hotelu na kilka drinków (osobny wpis do bloga), a następnie  idziemy na obiadokolacje w formie bufetu z owocami morza w Praya. Bufet jest fenomenalny. Wybór jedzenia i deserów jest olbrzymi i wszystko jest pyszne. Pierwszy dzień w Bangkoku był wiec bezdyskusyjnie udany.